Dzisiejszy dzień rozpoczął się o 1:20 od alarmu powietrznego. Siedziałem w schronie i myślałem „cholera, a przecież dzisiaj o 4:50 idziemy na dyżur do kuchni…”. Dzisiaj był ciężki dzień. Od piątej rano do 22:00 pracowaliśmy w kuchni… Pod koniec z trudem dokończyliśmy to, co pozostało do zrobienia. A teraz siedzę pod nocnym gwiaździstym niebem, po prysznicu, i z przyjemnością słucham świerszczy.




