Ogólnie mam dobre wrażenia ze szkolenia. Lepsze niż się spodziewałem. Bardzo miło i radośnie było widzieć, jak nasza armia próbuje pozbyć się całego tego gówna, które pozostawił nam w spadku Związek Radziecki.
Oczywiście istnieje duża różnica między przeszłością a teraźniejszością. Teraz trwa wojna. Wcześniej ludzi zaganiano do wojska, a oni się gniewali i marnowali. Nikt nie rozumiał, po co to jest potrzebne. Ani kursanci, ani wykładowcy. Dlatego wykładowcy starali się po prostu czymś zająć kursantów. Być może właśnie dlatego ludzie się wygłupiali.
Teraz sytuacja jest zupełnie inna. Każdy kursant dobrze wie, po co tu jest. Wszyscy mają jeden jasny cel. I ten cel sprawia, że wszyscy są równi. Co więcej, instruktorami i dowódcami są ludzie, którzy sami byli na froncie, byli na zerze. Dlatego to, czego uczą, jest prawdziwe. Jest merytoryczne, jest istotne. Nie było śladu różnych formalności i nawyków.
Może was to zaskoczyć, ale ani razu nie chodziliśmy tutaj tym krokiem musztry, nie oddawaliśmy honoru. Do dowódców i instruktorów zwracaliśmy się po prostu – panie lub kolego. Wszystko zbędne zostało usunięte. Pozostało to, co sprzyja osiągnięciu naszego wspólnego celu – przetrwać i zwyciężyć.
To tak, jakby do zatęchłej toalety na dworcu wdarło się czyste i świeże powietrze.
Mam szczerą nadzieję, że nawet po zwycięstwie będziemy mogli zachować takiego ducha, taką kulturę. Aby to osiągnąć, trzeba zawsze mieć jasny cel, jasne zrozumienie – dlaczego to robimy, po co to jest potrzebne.
Nawet po zwycięstwie Rosja najprawdopodobniej nigdzie nie zniknie. I będzie tylko kwestią czasu, kiedy ponownie zaatakuje. Dlatego trzeba będzie po prostu nieustannie się przygotowywać. Doskonalić umiejętności. Zrobić tak jak w Izraelu, aby każdy człowiek miał niezbędną podstawową wiedzę. Aby każdy mężczyzna i każda kobieta przeszli taki miesięczny kurs BZVP.
Jest ciekawy fakt. Jest jeden instruktor, który nie był na froncie. Ale już dosłużył się stopnia majora. Nikt go nie lubi. Ani kursanci, ani inni instruktorzy. Często po prostu krzyczy na kursantów, obraża ich. To pozostałości starego systemu.
Chcę też podzielić się informacją o ogólnym obciążeniu. Szczerze mówiąc, jeśli jesteś biurowym planktonem, takim jak ja. To znaczy, prowadzisz siedzący tryb życia, nie ćwiczysz regularnie. Wtedy będzie ci ciężko. Trudno, ale nie śmiertelnie 🙂
Jak już opisywałem w poprzednich postach, czasami dochodziło do tego, że dochodziłem do granicy, kiedy po prostu nie miałem siły. Ledwo stoisz na nogach, a musisz jeszcze wykonywać określone ćwiczenia w kamizelce kuloodpornej i kasku.
Po rozpoczęciu ćwiczeń pojawia się pewien zastrzyk adrenaliny i robi się łatwiej. Ale potem pojawia się jeszcze większe osłabienie.
Sen stał się strategicznie ważnym zasobem. Chcesz mieć siłę? Wieczorem odłóż wszystko na bok – pranie, rozmowy z kolegami, media społecznościowe itp. I po prostu idź spać. Najlepiej o 21:00. Wtedy następnego dnia będziesz miał siłę.
Trzeba też normalnie jeść. Dają jedzenie trzy razy dziennie – jedz trzy razy dziennie. Nie kręć nosem.
Zauważyłem też, że są dwa rodzaje zmęczenia. Lokalne – kiedy jesteś zmęczony dzisiaj. Takie zmęczenie mija, kiedy po prostu dobrze się wysypiasz. Ogólne zmęczenie – kiedy nawet po dobrym śnie zmęczenie pozostaje. Ale po kilku dniach też mija.
To znaczy, że były okresy, kiedy było ciężko. Trudno fizycznie. Musiałem pokonywać samego siebie. Ale. Ale widzę, że się zmieniłem. W pewnym sensie stałem się innym człowiekiem. Rozumiem, że to brzmi nieprawdopodobnie. Jak można się zmienić w ciągu miesiąca. Ale tak silna intensywność, zmiana atmosfery, kolektywu, zrozumienie, dokąd zmierzasz. To wszystko prowadzi do pewnych wewnętrznych zmian.
W odpowiednim momencie podszedłem do dowódcy naszego plutonu. Poprosiłem go o ogólne rady na przyszłość. Powiedziałem, że mam wrażenie, że czasami traktują mnie jak osobę nieadekwatną. Zapytałem, jak to naprawić. Pan Aleksander powiedział, że nic takiego nie zauważył. Powiedział, że w pewnym momencie każdy może „stracić głowę”. Poradził mi, żebym po prostu pozostał sobą i nie próbował zakładać maski.
Przypomniałem sobie częstą radę moich przyjaciół i bliskich. Mówili: „Siergiej, zbytnio wszystko sobie do serca bierzesz”. „Chyba właśnie tak jest” – pomyślałem.
A propos masek. Przypomniały mi się słowa dowódcy naszej kompanii. Powiedział, że na froncie jestem jak w łaźni. To znaczy, że już po kilku dniach widać, jakim jesteś człowiekiem. Dlatego poradził nam, żebyśmy nie próbowali udawać Rambo. Powiedział, żebyśmy byli tacy, jacy jesteśmy.
Podsumowując – jestem szczerze wdzięczny wszystkim, którzy włożyli wysiłek w przeprowadzenie dla nas tego szkolenia. Szczególnie wdzięczny jestem naszym instruktorom.




