Dawno nie pisałem… W niektóre dni nie miałem czasu, w inne nie miałem już siły. Był czas, kiedy w ogóle nie chciałem już prowadzić tego bloga, poniżej wyjaśnię dlaczego. Jednak świadomość, że są bliscy mi ludzie, którzy mnie kochają i czytają tego bloga, którzy naprawdę się o mnie martwią, oraz że jest sporo osób, które po prostu interesuje czytanie tego bloga, sprawiła, że postanowiłem kontynuować pisanie.
Nie powiedziałbym, że nie ma o czym pisać. Od czasu do czasu zdarzają się momenty lub obserwacje, którymi można się podzielić. Po prostu, początkowo jednym z kluczowych powodów, dla których zacząłem pisać tego bloga, była chęć rozwiania różnych mitów, pokazania, że w ZSU nie jest tak źle. Z drugiej strony jestem bezpośrednią osobą i cenię sobie szczerość. Nie znoszę hipokryzji i kłamstw. Chcę pisać wszystko tak, jak jest, tak jak jest naprawdę. Po prostu czasami patrzeć na to z bardziej pozytywnej strony.
Tak, prawda i pozytyw. Problem polega tylko na tym, że są przypadki, kiedy nie da się połączyć tych dwóch rzeczy – prawdy i pozytywu. Zdarza się, że prawda jest taka, że bardzo trudno jest znaleźć w niej pozytyw. Wtedy trzeba albo trochę podkoloryzować prawdę, żeby wyglądała bardziej pozytywnie, albo napisać prawdę i poświęcić pozytyw 🙂 Ale! Zastanawiając się nad tym wszystkim, znalazłem wyjście – czasami pozytyw można zastąpić nadzieją. Wtedy można zachować prawdę, ale pozostawić nadzieję, że wszystko da się zmienić.
Rozumiem, że są różne miejsca z stanowiskiem referenta, gdzie wszystko jest prostsze. Ale tutaj, gdzie trafiłem (do formacji), jest dość trudno, powiedziałbym nawet, że napięto i stresująco. Aby zrozumieć sytuację, podam prosty fakt: osoba, która pracowała w jednym z kluczowych działów, obecnie odchodzi z pracy, ponieważ zaczęła mieć lekkie zaburzenia nerwowe. Nazwijmy ją w moim blogu Francesca (oczywiście nie jest to jej imię ani pseudonim). Natomiast osoba, która pracowała przed Francescą, dosłownie trafiła do wariatkowa, do szpitala psychiatrycznego.
W czym tkwi znaczenie? Pewnego razu podczas lunchu zapytałem Franceskę, dlaczego nie chce tu pracować i odchodzi. Użyła przekleństwa i zastanawiam się, jak przetłumaczyć to na język literacki. Powiedziała – bałagan i chaos z jednej strony oraz duża odpowiedzialność z drugiej.
Tak, Francesca miała rację, te dwie rzeczy – chaos/bałagan i jednocześnie odpowiedzialność – tworzą taką mieszankę, która po prostu wyczerpuje cię moralnie.
Spróbuję wprowadzić was w tę atmosferę, dzieląc się jednym z moich prawdziwych doświadczeń. Czy byliście kiedyś w bardzo hałaśliwym biurze? Albo w call center, gdzie panuje hałas, gdzie każdy coś robi, z kimś rozmawia, denerwuje się, przeklina, ludzie biegają po korytarzu, a przy niektórych stołach stoją długie kolejki. Oto znajdujesz się w takim miejscu. Dzwoni do ciebie szef i prawie krzyczy, że musisz wykonać określone zadanie. Jesteś nowy i nie wiesz, jak to zrobić. Idź do osoby, która wie, jak to zrobić. Podchodząc do jej biurka, widzisz, że jest spięta i szybko coś robi. Zwracasz się do niej, a ona nawet nie odrywając się od pracy, nie podnosząc głowy, mówi: „Jestem teraz zajęta bardzo ważną i pilną sprawą, podejdź do mnie za godzinę”. Idź zajmować się innymi sprawami, aż minie ta godzina. Po pół godzinie dzwoni szef i bardzo oburzony pyta, dlaczego zadanie nie zostało jeszcze wykonane. Próbujesz wyjaśnić sytuację, ale słyszysz tylko krzyk, że zadanie musi zostać wykonane teraz, bez względu na wszystko. Podchodzisz do tej osoby i już z większym naciskiem mówisz jej, że musisz pokazać, jak wykonać to zadanie. W odpowiedzi od tej osoby słyszysz już wulgaryzmy i niemal krzyk: „Niech nikt mnie nie rusza. Potrzebuję jeszcze pół godziny”. Nie wiem, co robić w takiej sytuacji, chyba jedynym możliwym wyjściem jest wziąć nabój bojowy, załadować AK, który leży w biurze, i jeszcze bardziej nalegać, aby ta osoba ci pomogła 🙂 Jeśli ktoś zna inne rozwiązania, proszę napisać w komentarzach.
Takich przypadków jest dość dużo, nie będę ich wszystkich opisywał. Szczególnie na początku tego miesiąca był bardzo trudny okres, pod koniec jednego dnia położyłem ręce przed sobą i zobaczyłem, że się trzęsą.
Ale pośpieszę się, aby uspokoić czytelników. Nie zawsze panuje tu taki chaos i napięcie. Tak, to był trudny okres trwający około 1-2 tygodni. Oczywiście, że w pozostałe dni nie ma pełnego chillu, wszystko wygląda podobnie, ale napięcie nie jest już tak straszne.
Kolejną rzeczą, do której nie jest przyzwyczajona „zwykła” (no, taka jak ja) osoba, jest brak weekendów. Tak, po prostu ich tu nie ma. Co więcej, zapytawszy jednego z kolegów o weekendy, otrzymałem po prostu epicką odpowiedź – „W wojsku nie ma dni, w wojsku są daty”. To znaczy, że w wojsku nie ma sobót ani niedziel, to znaczy nie ma weekendów. W wojsku są daty, do których należy wykonać zadania :).
Cóż, aby dodać do tego wszystkiego trochę pozytywnego nastawienia, a raczej, aby dodać choć odrobinę nadziei, przytoczę jeszcze jedno ciekawe doświadczenie.
Musiałem sporządzić i wysłać jeden ważny dokument DSK. DSK – do użytku służbowego, czyli dokument o określonym poziomie tajności, który można wykorzystywać tylko w ramach Sił Zbrojnych Ukrainy. Należało go wysłać specjalnym kanałem. Robiłem to po raz pierwszy, więc pomógł mi inny doświadczony człowiek, nazwijmy go Wadim. Nawet sprostuję, nie pomagał, a prawie wszystko zrobił sam, ja tylko uważnie patrzyłem i notowałem. I tak jakby wszystko zrobiliśmy, a ja zaniósłem ten dokument do podpisu szefowi. Szef był niemal w szoku i zapytał, dlaczego tak długo to trwało, kazał coś poprawić i powiedział, że trzeba to zrobić bardzo szybko. Poszedłem do Vadima i przekazałem mu słowa szefa. I szczerze powiedziałem Vadimowi, że nie rozumiem, jak w ogóle można to zrobić szybko i jakościowo (to znaczy bez błędów). Powiedziałem, że na całym świecie uważa się, że szybkość i jakość to rzeczy prawie nie do pogodzenia. Szybko i dobrze można zrobić tylko wtedy, gdy ma się duże doświadczenie, a ja na pewno go nie mam.
Wadim udzielił interesującej odpowiedzi. Pozostając spokojnym, nie denerwując się, robił to, co trzeba. Pracował ze średnią prędkością, nie super szybko, ale też nie zwlekał. I robiąc to, mówił: „Widzisz, jak szybko i dobrze wszystko robię, ty też tak musisz”, a potem dodał: „Na przykład, kazali ci szybko dostarczyć paczkę do innego budynku, więc biegniesz szybko, biegniesz przez palarnię”. Oto taka życiowa mądrość od Vadima :).
Zrozumiałem więc, że trzeba być mądrym i znaleźć właściwe, filozoficzne podejście do wszystkiego, co dzieje się w tym cudownym miejscu zwanym armią :).




