Mobilizacja: droga wojskowego – 31.08.2024. 90 dni. Dwunasty dzień służby wojskowej. Pracujemy z ludźmi, a nie z papierami

Dzisiaj miała miejsce sytuacja, która wywołała we mnie wiele wewnętrznych uczuć. Postaram się to wszystko opisać.

W ciągu tego dnia często przypominałem sobie słowa szefa, że nie pracujemy z papierami, ale z ludźmi. Dlatego kiedy pracowałem nad raportem dotyczącym urlopu, przez papier, jakby przez magiczne lustro, starałem się dostrzec osobę, która prosi o urlop. A kiedy pracowałem nad raportem, w którym było odwrotnie, wydawało mi się, że osoba wróciła z urlopu, starałem się dostrzec osobę, która wróciła do szeregu i prosi o odnotowanie tego, aby ponownie otrzymała wynagrodzenie.

Gdzieś po 14:00 dostałem inne zadanie. Musiałem sporządzić specjalne zaświadczenia informacyjne. Dotyczyło to tego, że w naszym batalionie niedawno był jeden 200-ty i trzy 300-te (zaginieni bez śladu). Trzeba było napisać zaświadczenia informacyjne, których celem było przekazanie tej wiadomości krewnym zmarłych. Tak, piszę „zginęli”, ponieważ w większości przypadków „300” to zmarli, których ciał nie udało się odnaleźć.

Aby sporządzić te zawiadomienia, trzeba było skorzystać z akt osobowych tych osób. Studiowanie akt osobowych zmarłego przypominało nieco przeszukiwanie kieszeni zmarłego. Przeglądasz i studiujesz informacje dotyczące życia osoby, która już nie żyje. A kiedy patrzysz na skan jego paszportu, on jakby patrzy na ciebie.

W sporządzaniu tych zaświadczeń pomagała mi Marina (ze względów bezpieczeństwa imię zostało zmienione), osoba zajmująca się tą sprawą. Korespondowaliśmy ze sobą przez komunikator.

Po wypełnieniu informacji o 200 osobie trzeba było wypełnić jeszcze trzy informacje o 300 osobach. W tym momencie wszedł mój szef i powiedział, że mam jeszcze 15-30 minut, aby skończyć, ponieważ on już musi jechać. Nie wiem dlaczego, ale chciał, abym wypełnił je przed jego wyjazdem. To mnie po prostu zdezorientowało i prawie wprawiło w osłupienie. Spędziłem 30-40 minut na wypełnieniu zaświadczenia o 200-tym (tak, robiłem to długo, ponieważ jestem jeszcze nowy i w ogóle wypełniałem te zaświadczenia po raz pierwszy). A teraz w ciągu 15-30 minut muszę wypełnić trzy zaświadczenia.

Zacząłem szybko wypełniać wszystkie niezbędne pola. Szybko przeglądałem strony akt osobowych tych osób, próbując znaleźć potrzebne informacje. Starałem się po prostu wypełnić wszystkie niezbędne pola w tych formularzach, a jeśli czegoś nie mogłem znaleźć, po prostu zostawiałem pole puste. Marina coś tam pisała, ale nie miałem czasu, żeby się w to zagłębiać.

W końcu wypełniłem wszystkie pola i wysłałem pliki szefowi, a on odjechał. Równolegle wysłałem je Marinie do sprawdzenia.

Odetchnąłem i uspokoiłem się, po czym zacząłem ponownie czytać to, co napisała mi Marina. Marina powiedziała, że są tam błędy. Po sprawdzeniu zobaczyłem, że rzeczywiście tak jest, po pierwsze zamiast imienia Evgeniy napisałem Evgen, po drugie zamiast 09.01.rok napisałem 01.09.rok. Może się wydawać, że to nie są ważne błędy, ale jak się później okazało – są ważne i trzeba je było poprawić.

I teraz, już w spokojnej atmosferze, zacząłem zagłębiać się w sytuację. Jak już wspomniałem, system działał w następujący sposób – sama jednostka wojskowa nie ma prawa powiadamiać rodziny i bliskich zmarłego o jego śmierci. To trudna wiadomość i jeśli jakiś urzędnik po prostu zadzwoni i powie to w pośpiechu, będzie to niehumanitarne. Dlatego w TCC sporządza się specjalny dokument, a stamtąd już osobna osoba idzie i informuje krewnych zmarłego.

Ale jest ważny szczegół, ponieważ głównym celem jest znalezienie krewnego zmarłego, więc zaświadczenie należy wysłać do TCC miasta, w którym mieszka krewny. Dlatego nawet jeśli zmarły był zarejestrowany na przykład w Żytomierskim TCC, ale krewny mieszka w Czernihowie, zaświadczenie należy wysłać do Czernihowskiego TCC.

W związku z pozornie niewielkimi błędami Marina powiedziała, że krewni pójdą następnie wypełnić zaświadczenia o tym, że ich rodziny pozostały bez żywiciela, a dzieci bez ojca. A w instytucjach, do których się udadzą, będą sprawdzać właśnie te zaświadczenia, które wysłała nasza jednostka. Te zaświadczenia, które wypełniałem z wybałuszonymi z pośpiechu oczami. A jeśli pojawią się jakieś rozbieżności, to… Cóż, sami domyślacie się, co się stanie.

Tak, zacząłem coraz bardziej zagłębiać się w tę sytuację. To już nie była tylko biała kartka papieru. To było życie ludzi. Nie w tym sensie, że od tego zależało ich życie. Ale były to rzeczy naprawdę ważne dla ludzi.

Zapomniałem powiedzieć, że wszystkie cztery osoby, dla których wypełniałem zaświadczenia, były skazanymi. Dlatego podczas ponownego czytania wypełnionych przez nich dokumentów i ankiet natrafiłem na… jak to ująć… chyba na ignorancję. Pominęli wiele pól, które należało wypełnić. A kiedy pisali o krewnych, podawali bardzo mało informacji, na przykład wpisywali tylko nazwę wsi, w której mieszka krewny. I to wszystko, bez miasta, ulicy, domu. Oczywiście prawie nikt nie podał numerów telefonów krewnych.

W pewnym sensie ich rozumiem. Sam niedawno wypełniałem podobne formularze. Kiedy proszą cię o podanie wszystkich bliskich krewnych, a przede wszystkim ich danych kontaktowych, rozumiesz, po co to jest. I prawdopodobnie większość ludzi w tym momencie myśli: „Nie! W moim przypadku to nie będzie potrzebne! No co ty, po co to!?”. Oczywiście trudno jest człowiekowi zaakceptować, że istnieje taka możliwość.

Jednak obojętność tych osób podczas wypełniania ankiet była zbyt silna. Doszło do tego, że w dwóch zgłoszeniach zamiast dokładnego adresu osoby kontaktowej wpisaliśmy dokładny adres samej ofiary (swój adres podali bardziej szczegółowo), mając nadzieję, że pracownicy TCC będą w stanie coś znaleźć.

Wnikając w sytuację, zacząłem bardziej szczegółowo studiować sprawy osobiste tych osób. Starałem się przeczytać każdy wiersz. W jednej ze spraw zobaczyłem, że matka jednego ze zmarłych zmarła w 2015 roku. A ja właśnie ją wpisałem jako osobę kontaktową. To znaczy osobę, której poinformują o śmierci syna. Napisałem o tym Marinie, a ona odpowiedziała: „Pisałam ci wcześniej, że lepiej wpisać córkę jako osobę kontaktową”. Sprawdziłem i rzeczywiście – ona to napisała, a ja po prostu to przeoczyłem, ponieważ się spieszyłem.

Wiadomość, że będziemy wysyłać córce wiadomość o śmierci ojca, wywołała we mnie ciężkie uczucia. Zacząłem się zastanawiać – biorąc pod uwagę, że ojciec jest więźniem, jak córka się do niego odnosi? Czy ta wiadomość ją zasmuci?

W trakcie okazało się, że córka zmarłego kilka dni temu napisała raport do naszej jednostki wojskowej, że ojciec od dawna nie kontaktował się z nią i chce się dowiedzieć, co się z nim dzieje. To niemal doprowadziło mnie do łez. Ogarnęły mnie emocje. To już nie było tylko imię na kartce papieru. To była żywa osoba, która martwiła się o swojego ojca. I wtedy przypomniałem sobie, jak w pośpiechu wypełniałem pola formularza, nie rozumiejąc w ogóle, co właściwie robię.

Biorąc pod uwagę fakt, że zmarły nie podał adresu córki (napisał tylko nazwę miasta i nic więcej), początkowo w polu „kontakty krewnych” wpisałem tylko miasto. Ale potem, z raportu córki, wziąłem dokładny adres, a nawet kod pocztowy. Przynajmniej coś w tej sprawie było teraz ludzkie. Teraz pozostało mieć nadzieję, że pracownik TCC poważnie potraktuje to zadanie i zrobi wszystko jak należy.

Zdając sobie sprawę, że takich sytuacji będzie jeszcze wiele i będę musiał wypełniać jeszcze wiele takich dokumentów, rozumiem, że trzeba nauczyć się podchodzić do tego wszystkiego mniej emocjonalnie, nie przejmować się tym tak bardzo. Ale w żadnym wypadku nie chcę stać się obojętny na to wszystko. Trzeba zawsze pozostać człowiekiem i rozumieć, że nie pracuje się z papierkami, ale z żywymi ludźmi.

share-on-social

Всі пости цієї категорії


Przewijanie do góry